Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nieznane powieści Izaaka Singera wydają w Lublinie

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Krzysztof Modelski (na zdjęciu): Powieść „Szarlatan” I.B. Singera ukaże się po polsku nakładem wydawnictwa Fame Art, w moim przekładzie, na przełomie I i II kwartału przyszłego roku
Krzysztof Modelski (na zdjęciu): Powieść „Szarlatan” I.B. Singera ukaże się po polsku nakładem wydawnictwa Fame Art, w moim przekładzie, na przełomie I i II kwartału przyszłego roku nadesłane
Polityka wydawnicza doprowadziła do takiej dość paradoksalnej sytuacji, że w momencie, gdy wszystko to, co ukazało się po angielsku zostało przełożone na język polski, wydawnictwa doszły do wniosku, że to już koniec. Singer został wydany w całości. Tyle tylko, że istnieją jeszcze teksty, nawet duże, czyli powieści, które nie zostały wydane w języku angielskim – mówi w rozmowie z „Kurierem” Krzysztof Modelski, tłumacz literatury jidysz.

Leży przede mną pięć książek, które łączą trzy elementy. Pierwszy to lubelskie wydawnictwo, w których zostały wydane.

Zgadza, się, to wydawnictwo Fame Art.

Drugim elementem łączącym jest nazwisko autorów. Nie imiona, bo te są różne.

To także się zgadza. Same Singery (śmiech)

Dokładnie. Mam przed sobą „Perły”, „Na obcej ziemi” i „Towarzysza Nachmana” Izraela Joszuy Singera, oraz „Rudą Kejlę” i „Odwiedziny” - najnowszą książkę w tej kolekcji, autorstwa Izaaka Baszewisa Singera.

Ach, jak rozumiem jeszcze ja je wszystkie łączę.

Otóż to. Trzecim elementem łączącym te książki jest osoba tłumacza, czyli Pan. Czytelników z Lublina zapewne napawa dumą, że właśnie lubelskie wydawnictwo przypomina postaci związane przecież z Lubelszczyzną.

Początku można szukać w Biłgoraju. Pojawia się on w rodzinie Singerów jeszcze, gdy byli dziećmi, ale także później. Ojciec rodziny, czyli Pinkas Singer, mówiąc kolokwialnie, średnio do roboty się garnął. Bardziej interesowało go czytanie świętych ksiąg. Zatem w Biłgoraju byli na garnuszku teściów Pinkasa. Teść załatwił mu pracę w Leoncinie i tak się tam znaleźli. Ojciec późniejszego noblisty dostał tam pracę w charakterze rabina, chociaż formalnie rabinem nie był. Do Biłgoraja wracali jednak co roku, a w pewnym okresie zatrzymali się tam na dłużej.

Jednak w powieściach, o których wspomniałem mamy do czynienia z Warszawą, którą także doskonale Izaak Singer poznał. Te powieści, poza miastem, łączy konkretna ulica – Krochmalna. Te dwie powieści tj. – „Ruda Kejla” i „Odwiedziny” zostały również wydane w zbliżonej szacie graficznej, co sugeruje ich związek ze sobą. One stanowią pewną całość?

Tak. Łączy je Warszawa i łączy jeszcze rzecz następująca. Otóż w latach 70. XX wieku Baszewis Singer napisał i opublikował w prasie żydowskojęzycznej, a konkretnie w ukazującym się w Nowym Jorku piśmie „Forwerts” trzy powieści. Wszystkie mają ten sam klimat, osadzone są w warszawskim półświatku, gdzie pojawia się właśnie ulica Krochmalna. Te trzy powieści to wymienione przez pana dwie, które miałem przyjemność przełożyć, oraz trzecia, zatytułowana „Szumowiny”. Często mówi się, że jest to swojego rodzaju trylogia. Niektóre postacie się tam powtarzają, chociaż fabularnie te historie nie stanowią jednej całości. To oddzielne trzy powieści. Ponieważ jednak w jakiś sposób łączą się te książki, to wydane są w takiej samej szacie graficznej. Jeśli można to dodam w tym miejscu kilka słów na temat tej trzeciej części, czyli powieści pt. „Szumowiny”.

Naturalnie.

„Szumowiny” zostały na język polski przełożone w latach 90. i wówczas je wydano drukiem. Natomiast „Ruda Kejla” i „Odwiedziny” w moim przekładzie to absolutny debiut na polskim rynku.

One są nawet w ten sposób reklamowane, że to nieznane powieści noblisty. I tu pytanie. Jak to możliwe, że 30 lat po śmierci autora i ponad 50 lat po ich powstaniu wydawane są jego „nieznane” powieści?

Tak, to jest dobre pytanie, jednak wyjaśnienie jest niezwykle proste. Praktyka wydawnicza, nie tylko w Polsce, ukształtowała się w ten sposób, że wydania w różnych językach powstawały na podstawie przekładów na język angielski. Baszewis Singer pisał wyłącznie w jidysz. I to mocno podkreślam.

Ale sam także tłumaczył na angielski?

Tu właśnie jest różnie. Na ogół nie. Zdarzyło mu się robić przekład i „Odwiedziny” są właśnie przełożone na angielski przez niego. Natomiast „Ruda Kejla” przełożona została przez jego bratanka. Wracając jednak do tematu, ta polityka wydawnicza doprowadziła do sytuacji dość paradoksalnej, że w momencie, gdy wszystko to, co ukazało się po angielsku, zostało przełożone na język polski, wydawnictwa doszły do wniosku, że to już koniec. Singer został wydany w całości. Tyle tylko, że istnieją jeszcze teksty, nawet duże, czyli powieści, które nie zostały wydane w języku angielskim. Z tych trzech, o których wspomnieliśmy, tylko „Szumowiny” wyszły po angielsku i stąd pojawiły się również po polsku. Natomiast dwie pozostałe, wspomniane przez nas powieści, nie były wydane w języku angielskim i dlatego nie wydano ich po polsku.

Ale dzięki Panu już są na naszym rynku.

Tak. Jak dokonuję przekładu bezpośrednio z tekstu oryginalnego, czyli z języka jidysz. Wspomniał pan o wydawnictwie, więc warto to powiedzieć, że właśnie taka została przyjęta polityka w wydawnictwie Fame Art, że publikuje się na podstawie przekładów z pierwszej ręki. I to jest wyjaśnienie, dlaczego po polsku to się wcześniej nie ukazało.

Możemy się zatem spodziewać wydania „Szumowin” w bezpośrednim tłumaczeniu?

Gdy rozmawiamy z ludźmi, którzy coś czytają, to rozmawia się o książce, autorze, niekiedy o tym, kto zrobił przekład. Natomiast zupełnie zapomina się o wydawnictwie. Musimy pamiętać, że wydawnictwo to jednak jest firma. Podejmując decyzję o wydaniu, podejmuje pewne ryzyko finansowe. Ja nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, na ile nowy przekład „Szumowin”, którego bym dokonał z jidysz, znalazłby takie grono odbiorców, by takie przedsięwzięcie spięło się finansowo. Książka nie jest dziś artykułem pierwszej potrzeby, więc nie ma pewności, że ktoś, kto ma i przeczytał „Szumowiny” we wcześniejszym wydaniu, wyda kolejne pieniądze na inne wydanie tej samej powieści. To jest pytanie, które zadać sobie musi wydawnictwo. Ja jako autor przekładu, podobnie jak autor książki, nie podejmuję żadnego ryzyka finansowego. To ryzyko jest po stronie wydawnictwa.

Wydawnictwo podjęło ryzyko, bo wydało dzieła rodzeństwa Singerów, a ja jako czytelnik chciałbym mieć trylogię w całości wydaną w spójnej szacie graficznej. Jak Pan mówi, jednak ryzyko podejmuje wydawnictwo i pani Natalia Moskal, która osobiście także tłumaczy.

Jeśli chodzi o panią Natalię, właścicielkę wydawnictwa, to ona jest anglistką. Pierwszą książkę, którą wydano w Fame Art przełożyła z języka angielskiego. Takie były początki.

Jak rozumiem tych niewydanych pozycji, które napisane zostały w jidysz, a nie zostały przełożone na angielski, a co za tym idzie, na inne języki, jeszcze trochę zostało?

Jeżeli chodzi o Izraela Singera, czyli starszego brata Izaaka, to są jeszcze dwa zbiory opowiadań, które nie wyszły po polsku i jego pierwsza powieść „Stal i żelazo”, którą napisał w latach 20. Jeśli chodzi o Baszewisa, to jest jeszcze nieco drobniejszych tekstów, ale jest i powieść, która nie wyszła po angielsku.

O! To brzmi bardzo tajemniczo i rodzi nadzieję, że ją jednak przeczytamy po polsku

Tak. Mowa o powieści „Szarlatan”, która ukaże się po polsku nakładem wydawnictwa Fame Art. W moim przekładzie na przełomie 1 i 2 kwartału przyszłego roku.

To doskonała wiadomość i cieszę się, że możemy ją ogłosić czytelnikom „Kuriera”. Wróćmy jeszcze do rodziny Singerów, bo mamy w niej pewne paradoksy. Dzisiaj znamy przede wszystkim Izaaka Baszewisa Singera, bo jest noblistą. Jednak to jego starszy brat był pretendowany do zostania wielkim pisarzem.

Proszę pana, on został wielkim pisarzem. My dzisiaj patrzymy z oczywistych względów z naszej perspektywy. Gdy w 1978 roku Baszewis dostał Nagrodę Nobla, stał się z dnia na dzień światową gwiazdą. Nobel to nobilitacja i trudno z tym dyskutować. Natomiast w okresie międzywojennym gwiazdą, świadomie używam tego określenia, bywalcem salonów literackich, był jego starszy brat Izrael Joszua. Baszewis był niemal dziesięć lat młodszy od Joszuy, można powiedzieć, że starszy brat wręcz popychał go do kariery literackiej. Dwukrotnie zdarzyła się taka sytuacja. Najpierw w Warszawie, gdzie będący uznanym pisarzem starszy brat załatwił młodszemu pracę korektora w żydowskiej gazecie. Kilka lat później sytuacja się powtórzyła. Joszua jako znany pisarz był urządzony w Nowym Jorku, dokąd ściągnął młodszego brata i załatwił mu pracę korektora w najważniejszej gazecie, jaka ukazywała się w jidysz w Stanach Zjednoczonych, czyli w „Forwerts”.

Zatem brat był zarazem ojcem sukcesu Izaaka Baszewisa.

On nigdy nie ukrywał, że w początkowym okresie dla Baszewisa Singera jego starszy brat był przede wszystkim mistrzem. On był wręcz w cieniu starszego brata. W 1944 roku zmarł Izrael Joszua i można powiedzieć, że Baszewis zaczął samodzielnie rozwijać skrzydła.

Dlaczego zatem Nobla nie dostał starszy z braci?

To dobre pytanie. Szczególnie w obliczu tego, że - zdaniem wielu badaczy literatury jidysz - Izrael Joszua Singer zasługiwał na tę nagrodę. I odpowiedź na to pytanie w gruncie rzeczy jest prosta. Izrael Joszua zmarł na atak serca w Nowym Jorku w 1944 roku. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że taka Nagroda Nobla to także polityka, kolokwialnie mówiąc, to cała kuchnia. W okresie międzywojennym nikomu by nie przyszło do głowy, by dać Nagrodę Nobla komuś, kto pisze w jakimś dziwnym, jednak hermetycznym języku. Pomijam sprawę żydowskiego pochodzenia, bo być może też wówczas miała znaczenie. Jednak świat do 1978 roku się zmienił. Powstała taka możliwość. Dziś dla nas jest oczywiste, że Nobla może dostać każdy, Japończyk, czy Koreańczyk, nie ma znaczenia język, w którym tworzy. Pamiętajmy jednak, że w okresie międzywojennym to jednak inaczej wyglądało, bo świat wyglądał inaczej. Musiało minąć wiele lat, by ktoś piszący w tym „dziwnym” języku, czyli jidysz dostał nagrodę.

Skoro jesteśmy przy tym „dziwnym” języku, czyli nie „świętym” hebrajskim, a jidysz, to chciałem zapytać o trudności na jakie napotyka Pan w swojej pracy tłumacza.

Odpowiem przewrotnie. Podstawowym problemem w pracy tłumacza jest znajomość języka, na który się przekłada. Dzisiaj niemal każdy młody Polak czy Europejczyk włada językiem angielskim. W różnym stopniu. Czy w związku z tym mamy na pęczki dobrych tłumaczy literatury z angielskiego? Chyba nie. Znajomość języka, z którego się przekłada, jest na drugim miejscu. Ktoś, kto nie potrafi pisać literacko po polsku, nigdy nie zrobi dobrego przekładu. On może genialnie znać sto języków, ale z żadnego z nich dobrego przekładu nie robi.

Sądziłem, że powiedzenie - „przekład jest jak kobieta, albo piękny, albo wierny” dotyczy jedynie poezji. Dowiaduję się, że sprawdza się także w prozie.

Znam to powiedzenie, ale się z nim zdecydowanie nie zgadzam (śmiech). Powiem dlaczego. Jeżeli wrzucimy np. do automatycznego tłumacza jakiś tekst literacki, to wyjdzie nam byle co. Przekład to nie jest coś jeden do jednego. Przekład jest w pewnym sensie odrębnym bytem. To przeniesienie z jakiegoś języka, ale też kultury, dzieła w inny świat. Autorem takiego dzieła staje się autor przekładu.

Czyli się Pan jednak zgadza (śmiech)

Nie! Bo to odrębne dzieło. Autor przekładu dokonuje szeregu decyzji, zanim dobierze odpowiednie słowa. Dam przykład. Gdy sięgniemy do słownika, to na ogół każdy wyraz ma kilka synonimów. Który z nich ma zostać użyty? To decyzja autora przekładu. Czyli to ma być tak napisane, jakby ktoś to od początku pisał po polsku, a nie tłumaczył na polski. Kwestia wierności jest tu wówczas drugorzędna. Bo co zrobić z idiomami? Przykład na gorąco, bo godzinę przed naszą rozmową zastanawiałem się, jak przełożyć taki zwrot z jidysz, który brzmi „kejlew-szebeklowim”, dosłownie oznacza to pies nad psami. Oznacza to człowieka niegodziwego. I tu pojawia się pytanie, jak to zapisać literacko. To autor przekładu decyduje, co z tym zrobić.

Podobny problem miał Pan z tłumaczeniem tytułu „Odwiedzin”.

Z tytułem „Odwiedzin” jest jeszcze bardziej skomplikowana sytuacja. W oryginale tytuł tej powieści brzmi „Goście”, czyli „Di gest”. Jednak istnieje, o czym wspominaliśmy, maszynopis z osobistym tłumaczeniem Baszewisa Singera tej powieści na język angielski. I tam pojawia tytuł „Visitors”, czyli „Odwiedzający”. Podobna sytuacja, nawiasem mówiąc, jest z tytułem „Ruda Kejla”. I my z wydawnictwem doszliśmy do wniosku, że zatytułujemy powieść „Odwiedziny” z tej racji, że być w gościach u kogoś i odwiedzać to są synonimy w gruncie rzeczy. Tyle tylko, że gościem jest się u kogoś. Odwiedzać można stare kąty czy stary kraj. Nie musimy być u kogoś, by być w odwiedzinach. A fabuła książki wskazuje na to, że bohaterowie przyjeżdżają do Warszawy i w gruncie rzeczy są u siebie. Nie są u nikogo w gościach.

Czyli mamy trzeci tytuł. W jidysz „Goście”, po angielsku „Odwiedzający” i po polsku „Odwiedziny”.

To „Odwiedzający” i „Odwiedziny” to jednak zabieg estetyczny. Tytuł na okładce powinien być zgrabny. Takie rzeczy też trzeba brać pod uwagę.

Dotknęliśmy przy okazji fabuły powieści. Zatrzymajmy się przy niej na chwilę. Maks i Flora to bohaterowie, którzy wracają do Polski, czy raczej wpadają na chwilę z Buenos Aires, bo prowadzą pewien biznes, który trzeba wzmocnić poprzez sprowadzenie z Polski pewnego, specyficznego towaru.

Bohaterowie powieści mają w Buenos Aires fabrykę damskich torebek, która w istocie rzeczy jest przykrywką. Szybko dowiadujemy się, że Maks i Flora w rzeczywistości werbują w Warszawie dziewczyny (rzecz dzieje się jeszcze pod zaborem rosyjskim) do pracy w domu publicznym. Mówiąc bez ogródek, oni szukają towaru do własnych burdeli w Buenos Aires. To nie jest główny wątek książki, ale unaocznia nam światek, w jakim to wszystko się dzieje. Perypetie są bardzo różne, mamy co chwilę zakręty fabularne, czyta się to świetnie, bo zakręty są takie, że czytelnik ma wrażenie, że za chwilę ktoś z nich wyleci. To jest istotną cechą pisarska Izaaka Baszewisa Singera. Ktoś o nim powiedział, że jest doskonałym opowiadaczem. Ale to jest prawda o jego prozie. Bo to widzimy w jego opowiadaniach. Płynie się razem z tymi bohaterami i trudno się od tego oderwać. Przy okazji mamy całą masę dylematów, również dylematów moralnych, które są dylematami bohaterów. Możemy przy okazji szukać, i wiem, że niektórzy tak robią, czy jest tam gdzieś kawałek autora.

I znajdują?

Ja zawsze żartobliwie mówię, że w każdym dziele jest coś z autora, bo inaczej to dzieło by nie powstało. A tu mamy taką sytuację, że w pewnym momencie pojawia się dziennikarz, autor takiego filozofującego tekstu w gazecie, który z całą pewnością jest jednoznacznym nawiązaniem do samego autora. Wskazuje na to tytuł tego tekstu, który postać literacka pisze w gazecie, tożsamy z tytułem wcześniejszego o 20 lat tekstu samego Singera. Takie tropy też można odszukać w powieści.

Mamy też bardzo ciekawy zabieg autora, bo powieść powstała w latach 70., a opisuje Warszawę z początku XX wieku, czyli czas, którego sam nie mógł pamiętać.

To jest dla mnie bardzo ciekawe, chociaż ja nie jestem literaturoznawcą. Akcja trylogii, bo to dotyczy wszystkich trzech powieści, dzieje się około rewolucji 1905 roku w Królestwie Polskim. To jest czas, którego autor nie może pamiętać, bo dopiero się urodził. Natomiast ul. Krochmalna, gdzie toczy się akcja powieści, to część Warszawy, którą on oczywiście znał. Bo tam mieszkał. To jego ulica. Spotkałem się z opinią, że z tekstami Baszewisa można by spacerować po międzywojennej Warszawie i wszystko się tam zgadza, łącznie z numerami domów. Zatem miejsce znał z pewnością. Jeśli chodzi o czas, to go nie znał i nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego umieścił akcję w takim momencie dziejowym.

Powieść czyta się doskonale, mam nadzieję, że równie świetnie się ją tłumaczyło, dlatego warto polecić ją czytelnikom nie tylko kojarzącym ul. Krochmalną w Warszawie, ale wszystkim miłośnikom dobrej literatury.

Zachęcam do lektury. Książki można nabyć oczywiście w wielu miejscach, ale najprościej jest wejść na stronę wydawnictwa, czyli fameart.pl i tam zamówić całą kolekcję. Wydaje mi się nawet, że tak będzie najtaniej, co jest radą bardzo przyziemną, acz nie bez znaczenia.

Krzysztof Modelski. Doktor nauk humanistycznych, tłumacz literatury jidysz, felietonista. W kręgu jego zainteresowań jest historia i kultura Żydów polskich. Konsultant i autor tekstów nt. polskich Żydów w polskiej edycji „Encyklopedia Britannica”, współautor książki „Żydzi w Wielkopolsce na przestrzeni dziejów”. Publikował w tygodniku „Fołks Sztyme”, obecnie związany z pismem społeczno-kulturalnym „Miasteczko Poznań”.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nieznane powieści Izaaka Singera wydają w Lublinie - Kurier Lubelski

Wróć na chelm.naszemiasto.pl Nasze Miasto