Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

3 kg cukru za głowę Żyda. Podlubelscy Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
\Narodowe Archiwum Cyfrowe
Rodzina Marciniaków zginęła w 1943 roku za to, że ukrywała Żydów. Później jej członkowie zostali uznani za Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Jednak w ich okolicy dziś mało kto o nich pamięta, nie doczekali się adekwatnego upamiętnienia. A okoliczności ich śmierci wywołały wiele napięć, także długo po wojnie.

Na rodzinnym grobowcu rodziny Marciniaków w podlubelskiej wsi Rogoźno widnieją nazwiska sześciu osób. Cztery z nich - Feliks, Anna z Ostaszów, Jan i Józef Marciniakowie wymienieni są w jednej kolumnie zwieńczonej napisem: Zamordowani przez niemieckich okupantów w lutym 1943 za ratowanie prześladowanych.

Obok dwa dodatkowe imiona z nazwiskami. Janina z Marciniaków Cyganowa, przy niej widnieje data śmierci 1948 rok. Poniżej: Klementyna Marciniakówna, zamordowana 20.02.1943 za ratowanie prześladowanych. I podpis pod nazwiskami obu: Siostry odznaczone medalem „Sprawiedliwy wśród narodów świata” przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie.

Rodzina Marciniaków przed wojną mieszkała w Dratowie, w gminie Ludwin. Dratów był wsią prawosławną, do dzisiaj nad wsią góruje cerkiew, dlatego katoliccy mieszkańcy należą do parafii w Rogóźnie, gdzie znajduje się także cmentarz parafialny. Dlatego, by uczcić pamięć pomordowanych w Dratowie, należy udać się do Rogóźna, gdzie spoczęli i gdzie zostali upamiętnieni.

Zbrodnia w Dratowie

Według ustaleń śledztwa prowadzonego przez prokuratorów IPN w Lublinie, 10 lutego 1943 roku do Dratowa przybyła grupa niemieckich żandarmów z posterunku w Piaskach. Z nazwiska udało się zidentyfikować dwóch z nich. Byli to Daniel Schultz i Heinrich Reich. W grupie byli także tzw. granatowi policjanci oraz wójt gminy Ludwin, na terenie której leży Dratów, Andrzej Sadowy. Przybyli otoczyli posesję, na której mieszkała rodzina Marciniaków. Z dokumentów wynika, że obławę spowodował donos sołtysa Dratowa Łuczeńczyka, który powiadomił władze okupacyjne, że Marciniakowie przechowująŻydów oraz jeńca sowieckiego (był to Konstanty Gorłow, prawdopodobnie Ukrainiec, który pochodził z Doniecka. Był inżynierem).

Gdy do przybyłych wyszedł Jan Marciniak, po krótkiej wymianie zdań sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki, by wyjąć przygotowanąłapówkę. Wojna nauczyła mieszkańców podbitych terenów postępowania z żandarmami. Jednak tym razem było inaczej. W chwili, gdy gospodarz sięgnął do kieszeni, padł strzał. W tym momencie z domu wybiegł brat Jana Marciniaka, Józef. Był bosy (początek lutego) i ruszył w kierunku pobliskiego jeziora. W pogoń za nim saniami ruszył wójt Andrzej Sadowy. Dogonił go w okolicy jeziora i zastrzelił. Następnie przystąpiono do przeszukania zabudowań. Natrafiono na ziemiankę, w której ukrywał się Gorłow. Sowiet zaczął się ostrzeliwać, więc do ziemianki wrzucono granaty. Żołnierz zginął na miejscu.

Wieść o akcji w domu Marciniaków rozeszła się po okolicy. Z Uciekajki, jednej z sąsiednich wsi, do Dratowa udał się kolejny brat Marciniaków, Feliks, członek Batalionów Chłopskich i Armii Krajowej. Nie zdążył im pomóc, i sam wpadł w tarapaty. Gdy pojawił się w pobliżu zabudowań, został rozpoznany przez sołtysa Łuczeńczyka i wskazany niemieckim żandarmom. Zaczęła się strzelanina. Feliks uciekał ostrzeliwując goniących go żandarmów. Jednak został ranny i dobity przez Sadowego lub, jak twierdzi jego syn, popełnił samobójstwo.

Obława się nie skończyła. Zostały jeszcze kobiety. Niemcy i ich pomagierzy zatrzymali tego dnia Julię Marciniak (żonę Feliksa), Annę JakubowskąMarciniak z d. Ostasz, która była wówczas w szóstym miesiącu ciąży, oraz jej córki Krystynę Jakubowską i 11-miesięczną Helenę Marciniak. Zatrzymana została także Klementyna Marciniak, siostra zabitych braci, a wraz z nią dwuletnie dziecko. Klementyna mówiła wszystkim, że to jej nieślubna córka. Okazało się jednak, że ubierane w sukienki dziecko było chłopcem, ukrywanym przez Klementynę żydowskim dzieckiem, prawdopodobnie lekarza z Zamościa. Wszyscy aresztowani trafili do budynku gminy w Ludwinie, gdzie rozegrała się dalsza część dramatu.

Kobiety wraz z dziećmi przebywały w areszcie 10 dni. Były przesłuchiwane i czekały na decyzję, co dalej. Obóz, więzienie, śmierć? Raczej nie liczyły na wolność. 20 lutego pijany Daniel Schulz wyprowadził z budynku Klementynę wraz żydowskim dzieckiem oraz ciężarną Annę. Zaprowadził je na tył budynku i zastrzelił. Julia Marciniak została zwolniona. Zanim opuściła areszt wybłagała życie małej Helenki.

Klementyna wraz z siostrą Janiną zostały w 1978 roku odznaczone medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Uratowały życie Sary Reis. Wojnę dzięki Marciniakom przetrwała także siostra Sary, Rachela.

W 2018 roku, na uroczystości związane z upamiętnieniem rodziny Marciniaków (jak na razie jedyne!), przyjechała także Helena Kuśnierz, z domu Cygan. To imię jej matki Janiny widnieje na mogile. W 1978 roku Helena została odznaczona medalem sprawiedliwych wraz z nieżyjącą już matką i Klementyną. Bo także miała udział w ratowaniu sióstr Reis.

Nie ma zbrodni bez kary

Z dokumentów, które udostępniła mi Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu w Lublinie, wynika, że zbrodnię w Dratowie badano kilkukrotnie, wliczając w to niemieckie śledztwo prowadzone przez prokuraturę w Wurzburgu.

Pierwsze śledztwo przeprowadzono już w 1945 roku. W kwietniu tego roku zatrzymany został, a następnie osądzony Andrzej Sadowy. Co ciekawe, oficerem śledczym Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, prowadzącym jego sprawę, był mieszkaniec Dratowa Teodor Maksymiuk. Drugi raz sprawę mordu na rodzinie Marciniaków sąd rozpatrywał przy okazji procesu Mikołaja Łuczeńczyka. Było to w roku 1948, a byłemu sołtysowi Dratowa zarzucano, że w okresie okupacji niemieckiej „idąc na rękę władzy państwa niemieckiego, jako sołtys działał na szkodę osób prześladowanych ze względów politycznych przez wskazanie władzom niemieckim mieszkańców Dratowa, a w szczególności Teodora Maksymiuka i innych, jako podejrzanych o działalność polityczną, w wyniku czego osoby te zostały aresztowane, a następnie osadzone w obozie koncentracyjnym na Majdanku.

Wygląda więc, że sprawa Marciniaków była w obu procesach drugorzędna, można przypuszczać, że zdominowane zostały przez osobistą zemstę oficera śledczego Maksymiuka, który jako mieszkaniec Dratowa był przez obu sądzonych szykanowany, w wyniku czego trafił do obozu koncentracyjnego. Maksymiuk obóz przeżył i już w 1944 roku wstąpił do Milicji Obywatelskiej, by rok później rozpocząć pracę w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa.

Teodor Maksymiuk to ciekawa postać. Był Ukraińcem. Jeszcze w aktach personalnych z 1944 roku wpisaną miał narodowość ukraińską. Jednak już w 1947 roku podaje do protokołu narodowość polską. Jego nazwisko przewija się przez zeznania wielu osób, ponieważ podczas wojny był prześladowany we wsi przez władze niemieckie. Każdy wiedział, że Sadowy i Łuczeńczyk mieli do niego osobisty stosunek.

Zagadką jest jego działalność polityczna. To, że był Ukraińcem jest niepodważalne. Wystarczy wejść na dratowski cmentarz prawosławny, by zobaczyć nagrobki z wypisanym cyrylicą nazwiskiem Maksymiuk. To jego najbliżsi krewni. Wiadomo też, że Dratów i okoliczne wsie w powiecie łęczyńskim komunizowały. To był istny tygiel kulturowy, w którym obok siebie znajdowały się miasteczka i wsie żydowskie (w samej Łęcznej przed wojną społeczność żydowska stanowiła większość), niemieckie (Zezulin), ukraińskie (Dratów) i polskie. I większość z nich komunizowała. W Łęcznej jeszcze przed I wojnąświatową powstała komórka lewicowego Bundu, a pod koniec lat 20. XX w. została utworzona Poalej Syjon – Lewica (chociaż znalazło się także miejsce dla Poalej Syjon – Prawicy).

Józef Łobodowski opisywał w swoich książkach komunistyczne wiece, które odbywały się zarówno w Łęcznej, jak i w sąsiadującym z Dratowem Puchaczowie, dlatego trudno przypuszczać, by akurat w Dratowie było inaczej. W aktach IPN znaleźć można np. dokumenty dotyczące Piotra Stachańskiego, ukraińskiego rolnika z Dratowa, skazanego przez Sąd Okręgowy w Lublinie w roku 1937 z art. 93 i 97, które brzmią kolejno: kto usiłuje pozbawić Państwo Polskie niepodległego bytu lub oderwać część jego obszaru oraz kto w tym celu wchodzi w porozumienie z innymi osobami podlega karze więzienia. I ostatnia przesłanka. Stosunek Niemców do lokalnej społeczności ukraińskiej.

Można przypuszczać, że członkowie OUN-UPA i ich rodziny byliby przez Niemców traktowani nieco łagodniej, a przez komunistów ostrzej. A jednak w 1952 roku Teodor Maksymiuk zostaje zwolniony ze służby w UB na skutek donosu lubelskiego informatora bezpieki o pseudonimie „Marian”, który poinformował władzę ludową, że Teodor i jego ojciec Włodzimierz Maksymiukowie podczas wojny byli członkami współpracującej z okupantami Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Pisze o tym Krzysztof M. Kaźmierczak w książce „Tajne spec. znaczenia”. Jak było naprawdę, w tej chwili nie rozstrzygniemy, ale historia ta pokazuje, że tajemnice Dratowa dotyczą niemal każdej tamtejszej rodziny, i strzeżone są do dziś.

Zeznania wójta Sadowego

Andrzej Sadowy przesłuchiwany był dwukrotnie. Pierwszy protokół sporządzony był przez Teodora Maksymiuka, zatem z dużym prawdopodobieństwem jest nieobiektywny. Ale przytoczmy jego fragmenty, bo pojawia się w nich rodzina Marciniaków. Zatem na pytanie Maksymiuka, „Co obywatel robił z ludnością cywilną będąc wójtem gminy Ludwin, ile osób zabił, ile oddał do obozu?”, wójt odpowiada: „Nad ludnością cywilną wsi Dratów znęcałem się w brutalny sposób, zabiłem osiem osób, to jest: Marciniak Jan, Marciniak Józef, Marciniak Feliks, Malesza Mikołaj (w rzeczywistości Stefan – przyp. WP), Maleszówna Olga, dwie żydówki z imienia nie pamiętam, Jakóbowska Anna – zaznaczam, że była już siedem miesięcy w poważnym stanie”.

Sadowy zeznaje także, że wysłał do obozu koncentracyjnego przesłuchującego go Maksymiuka wraz z bratem, oraz wyjawia, że zabijał z polecenia Niemców po donosach m.in. sołtysa Dratowa Mikołaja Łuczeńczyka. Zeznanie kończy się wyznaniem: „ Dla ludności cywilnej byłem bardzo surowy i stanowczy i wzorowo wykonywałem polecenia niemieckie, tym samym będąc współpracownikiem Niemców”. Wzorowe zeznanie do wzorcowego protokołu.

Gdy Andrzej Sadowy otrzymał protokół z przesłuchania, postanowił wycofać zeznania. Napisał list, który został dołączony do jego akt, w którym otwarcie przyznaje, że wcześniejsze zeznania i przyznanie się do winy zostały na nim wymuszone:

„Nie lęk ani stchórzenie przed wymyślnymi sposobami badania stosowanymi wobec mnie przez funkcjonariusza UB zniewalały mnie do chwilowego przyznania się, a wola, aby zachować swe życie, by móc stanąć przed wysokim sądem i światem”. Jednak jeśli trudno szukać prawdy w wymuszonych zeznaniach, to jeszcze trudniej je znaleźć w tych niewymuszonych. Sadowy wybiela się, prezentując sensacyjną opowieść rodem z filmów szpiegowskich, w której jest agentem podziemia, bardzo mocno zakonspirowanym, który realizuje tajną misję i „wypełnia obowiązki Polaka”, broniąc miejscowej ludności przed Ukraińcami i Niemcami. Sadowy pisze:

„Żeby wyrobić sobie odpowiednie pojęcie o nastrojach i stosunkach, jakie tam panowały, wystarczy przytoczyć takie fakty, jak np. pogrzeb symboliczny Polski, urządzony przez opętaną zgraję Ukraińców ze wsi Rogóźno przy współudziale wsi Dratów wśród ogólnej wesołości i zabawy, dalej – zagarnięcie kościoła pounickiego, o który starała się także polska ludność, a której staranie Ukraińcy udaremnili. Szczytem zaś bezczelności było, że pop ukraiński domagał się od sekretarza gminy, aby personel urzędu gminnego uczył się ukraińskiego, twierdząc, że tereny tutejsze Hitler obiecał Ukraińcom. Wreszcie trzeba sobie przypomnieć, że Ukraińcy zabronili dzieciom polskim uczenia się w publicznej 7-klasowej szkole powszechnej, którą również dla siebie zagarnęli we wsi Dratów, wskutek czego dzieci polskie musiały chodzić na naukę do odległej wsi sąsiedniej, gdzie była tylko 4-klasowa szkoła powszechna”.

Do zadań Sadowego, jako członka podziemia, należało stanie na straży interesów ludności polskiej, co realizować miał poprzez uczestnictwo w każdej niemieckiej akcji, podczas których miał za zadanie zapobieganie gwałtom i łagodzenie represji. I najważniejsze. Andrzej Sadowy należał do podziemia, ale nie lokalnego „celem uniemożliwienia ewentualnego zdekonspirowania”. Wygodna linia obrony. I całkowicie przewrotna. Podobnie jak dalsza część listu, z którego wynika, że… to Sadowy jest Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata, a Marciniakowie zbrodniarzami:

„Co do zarzutu rzekomego zabójstwa Gołdy i Rajzy Rajs wyjaśniam, że wymienione Żydówki zostały wydane żandarmerii przez Jana Marciniaka, u którego się ukrywały. Aresztował je żandarm Schulz, celem odtransportowania ich do getta odstąpiwszy od pierwotnego zamiaru zastrzelenia ich, od czego je uchroniłem. Dopiero w drodze, kiedy żandarm Schulz zatrzymał się u sołtysa, z czego korzystając Żydówki usiłowały zbiec, zostały one zastrzelone przez Schulza, który wybiegł za nimi na skutek alarmu, jaki zrobił furman. (…) Kobiety, tj. Annę Jakubowską i Klementynę Marciniak wraz z jej dzieckiem chciał Schulz również na miejscu zastrzelić, jednak obroniłem je tłumacząc, że jako kobiety nie mają z tym nic wspólnego i z pewnością nic o tym nie wiedzą. Zabrał je jednak ze sobą i zamknął w areszcie.

Tego samego dnia po południu pojechaliśmy po raz wtóry do Dratowa, aby zabezpieczyć opustoszałe gospodarstwo Marciniaków. (…) Podczas naszej obecności we wsi pojawił się Feliks Marciniak (…) odgrażając się i wymyślając Niemcom. W czasie pościgu za nim wywiązała się wzajemna strzelanina, w wyniku której zraniony Marciniak sam się zastrzelił z rewolweru. Podczas tego zajścia znajdowałem się w mieszkaniu sołtysa (…). Następnego dnia pojechałem do Lublina, a w czasie mojej nieobecności jeden z żandarmów wyprowadził zamknięte w areszcie kobiety i zastrzelił je”.

„Panie wójcie, daruj mi życie”

Śmierć sióstr widziała Rachela Rais: „W listopadzie 1942 roku ukrywałam się wraz moją siostrą Surą w stodole Stanisława Wójcika, a siostry Gołda i Rajza były u Marciniaków. W pewnym momencie usłyszałam strzał i wyjrzałam ze stodoły. (…) widziałam jak Sadowy prowadzi przed sobą Rajzę na pole, gdzie leżała zabita Gołda i po doprowadzeniu jej na miejsce kazał jej się odwrócić i strzelił do niej. (…) W tym czasie w Dratowie było więcej Żydów, ale się ukrywali. O tym, że Sadowy zabił u Marciniaków jakiegoś plennego i o tym, że zabrał ich rzeczy na trzy wozy słyszałam tylko. (…) Opowiadała mi Rajza, że jak pewnego dnia pasła krowę koło budynku gminnego, to widziała, jak Sadowy własnoręcznie zastrzelił za posterunkiem Surę Erlich. Ludzie okoliczni opowiadali, że Sadowy zabił prawosławnego księdza i 9 czy 7 kobiet z Kolonii Dratów”.

W podobnym tonie zeznawała druga siostra, Sala: „ Rajzę Sadowy znalazł ukrytą w śniegu między ulami, wyprowadził ją więc stamtąd i doprowadził do miejsca, gdzie leżała już zabita Gołda. Widziałam i słyszałam jak Rajza prosiła Sadowego: » Panie wójcie, daruj mi życie« i całowała go po rękach. Później słyszałam strzał i krzyk Rajzy. Wypadek ten wydarzył się koło domu Marciniaków. W tym miejscu później, tj. w 1943 roku Sadowy wybił Marciniaków. (…) O tym, żeby Marciniak zameldował Schulzowi, że my u niego jesteśmy, nie słyszałam. Od małego dziecka znam Marciniaków i wierzyć mi się nie chce, by oni kogoś na śmierć wydali”. Przerażają zeznania córki zastrzelonej przez Sadowego - Sury Erlich, Ryfki: Widziałam, jak Sadowy rozstrzelał matkę moją i dwie żydówki Alusiowe. Wyprowadził on je za stodołę (…) gdzie był wykopany dół i strzelił do matki. Matka moja upadła i wołała „oj, oj”. Ja stałam wtedy w odległości 15-20 metrów i widziałam wszystko. (…) Słyszałam, że za głowęŻyda Sadowy dawał 3 kg cukru. Błaszczuk Kazimierz mówił mi, że on dostarczył Sadowemu Żyda i otrzymał za to 3 kg cukru i że Sadowy obiecał mu podwyższyć nagrodę”.

1 października 1947 roku Sąd Okręgowy w Lublinie skazał Andrzeja Sadowego na karę śmierci. Prezydent Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Wyrok przez powieszenie został wykonany na Zamku w Lublinie 16 kwietnia 1948 roku. Mikołaj Łuczeńczyk został uniewinniony. Wstawili się za nim podczas procesu mieszkańcy Dratowa. Wyjechał na zachód Polski.

Wieś nie pamięta

Wydawałoby się, że sprawa morderstwa wieloosobowej rodziny za ratowanie sąsiadów będzie żywa w pamięci, jakby nie było, niewielkiej wspólnoty. Okazuje się, że nie. Temat rodziny Marciniaków wrócił na krótko przy okazji prac badawczych Instytutu Pamięci Narodowej w innej sprawie. W 2018 roku na lubelskim cmentarzu przy ul. Unickiej odnalezione zostały szczątki jednego z żołnierzy AK, a po wojnie podziemia antykomunistycznego Stanisława Marciniaka. Był on członkiem grupy Edwarda Taraszkiewicza ps. Żelazny, ujętym podczas obławy w 1951 r., a następnie zamordowanym na Zamku w Lublinie w 1953 roku. Do identyfikacji potrzebny był materiał genetyczny pobrany od najbliższej rodziny. IPN rozpoczął poszukiwania najbliższych Stanisława Marciniaka i w ten sposób natrafiono na zapomnianą historię jego najbliższych.

- Wmawiano mi, że wujek był bandytą – mówiła w 2018 roku Helena Cygan – a on był porządnym człowiekiem.

Porządnymi ludźmi byli też jego bracia, jednak nikt o nich nie chciał pamiętać. Przy okazji uroczystości w Rogóźnie rozmawiałem na ich temat z mieszkańcami Dratowa. Jednym ze świadków pamięci była Lucyna Jaszczuk, która w chwili, gdy wymordowano Marciniaków, miała 10 lat, więc zasłania się niepamięcią. Jednak pamięta sołtysa:

- Łuczeńczyk. Tak. Prawosławny on był. Pamiętam. To był bardzo dobry człowiek. Ojciec mi opowiadał, że ludzie dobre mieli o nim zdanie. Ale ja mała byłam. On tu z pół kilometra stąd mieszkał. No nam krzywdy nie robił.

Zapytana o wójta Sadowego, p. Lucyna odpowiedziała:

- O!, Sadowy i Niemiec Schulz. Oni rządzili gminą. Jak oni rządzili, to mieliśmy tyle strachu. I nahajków niekiedy od nich dostali. Oj, w gminie nie było więcej ludzi, tylko oni we dwóch tak rządzili. Jeszcze pisarz gminny był, ale to tych dwóch rządziło To oni.

- Mi jest wstyd, że my nie pamiętaliśmy tej historii – mówiła mi w 2018 roku szefowa Gminnego Ośrodka Kultury w Ludwinie Anna Czarecka. – Że ktoś z zewnątrz musiał przyjść i ją pokazać. Tyle razy chodziło się na cmentarz, a grób jest przy głównej alei. Nie wiem, czemu nie widzieliśmy.

Spytałem wówczas, czy już lokalna społeczność będzie ten grób widzieć, czy o rodzinie Marciniaków będzie się pamiętać. Zapewniono mnie, że tak. Jednak przez kolejne pięć lat, w rocznicę wydarzeń z 1943 roku, Dratów, Rogóźno i Ludwin milczą. Grób i historia dratowskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata znowu są niezauważane.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 3 kg cukru za głowę Żyda. Podlubelscy Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata - Kurier Lubelski

Wróć na chelm.naszemiasto.pl Nasze Miasto